goryl Czesława napisał:
Nie strasz przydupasie Wawryki coraz więcej ludzi was olewa . Bigaj i jego konkubina zostaną po wyborach na zasiłku bo Tyrkiel przynajmniej ma u baby będzie pracował za hycla.
Tylko uprzejmie informuję:
Roman Giertych wygrał z hejterami. Czy portale będą płacić za obraźliwe komentarze?
Piątkowy wyrok Sądu Najwyższego otwiera drogę do obciążenia właścicieli i wydawców portali odpowiedzialnością za wpisy na forum. Okazać się może, że tak jak listy do redakcji podlegają one prawu prasowemu
To pierwszy sukces adwokata Romana Giertycha, a wcześniej lidera LPR, w walce z wulgaryzmami i oszczerstwami w internecie.
Nienawistne, często rasistowskie, anonimowe wpisy pojawiają się pod tekstami na największych portalach. Giertych ramię w ramię z szefem MSZ Radosławem Sikorskim pierwsi wypowiedzieli wojnę hejterom.
Sikorski na cel wziął wpisy antysemickie w internetowym wydaniu tabloidu "Fakt". Giertych - wulgarne wpisy na swój temat pod artykułem "Giertych chce odebrać immunitet Kaczyńskiemu" z 2010 r., też w internetowym "Fakcie".
Giertych w imieniu swoim i Sikorskiego do sądu o ochronę dóbr pozwał wydawcę portalu, bo w polskiej rzeczywistości pociągnięcie do odpowiedzialności autorów wpisów graniczy z cudem. Portale bowiem odmawiają podania nazwisk. Może zdobyć je prokuratura. I to robi. Ale internauci nie chcą się przyznać. Zeznają, że dostęp do komputera mają też inne osoby.
W listopadzie ubiegłego roku prokuratura po raz drugi z tego właśnie powodu umorzyła dochodzenie ws. antysemickich wpisów z zawiadomienia Sikorskiego. Przyznał się tylko 70-letni, schorowany staruszek.
Do piątku wydawało się, że Giertych stoi na przegranej pozycji. Jego pozew sądy prawomocnie oddaliły, bo ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną znosi odpowiedzialność wydawców za bezprawne wpisy, jeśli o nich nie wiedzieli. Jeśli się dowiedzą i je usuną, to też za nie nie odpowiadają. Taka regulacja jest zgodna z prawem unijnym. I tak orzekły sądy.
Giertych ratował się kasacją do Sądu Najwyższego. Reprezentowała go mec. Katarzyna Leder-Salgueiro. - Trzeba ustalić ramy ochrony dóbr osobistych w ramach nowych technologii. Obywatele, zamieszczając komentarze, są bezkarni, a osoby, których dotyczą wpisy, nie mają środków do ochrony swojego imienia - mówiła.
"Fakt" do śledzenia wpisów ma oprogramowanie, które wyłapuje np. wulgaryzmy. Automat można oszukać, zmieniając szyk liter albo pisząc wulgaryzm w innym języku. Ponadto "Fakt" zatrudnia dziesięciu moderatorów do usuwania takich komentarzy. Ale sprawa Giertycha pokazuje, że system kontroli nie jest skuteczny. Komentarze usunięto dopiero po ośmiu miesiącach, gdy dotarł pozew.
Pani mecenas przypomniała wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z października 2013 r. Sprawa dotyczyła pomówionego przedsiębiorcy z Estonii w tamtejszym portalu. Trybunał stanął na stanowisku, że portal za nie odpowiada, bo komentarze trzeba traktować jak treści redakcyjne, a administratora forum - jak wydawcę. Zdaniem prawnik Giertycha wpisy powinno się traktować jak listy do redakcji, za publikację których ta ponosi odpowiedzialność. Podlegałyby one wtedy pod prawo prasowe.
SN uchylił wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania przez sąd apelacyjny. Bo ten nie uznał wniosku Giertycha o uzupełnienie opinii biegłego. Giertych chce wiedzieć, dlaczego, jeśli wulgaryzmy usuwa się ręcznie, tych na jego temat nikt nie zauważył przez osiem miesięcy. Ma to o tyle znaczenie, że jeśli uznać, że moderatorzy czytają wszystkie wpisy, to znaczy, że portal o nich wie, więc też odpowiada.
Sąd apelacyjny musi też wziąć pod uwagę wyrok Strasburga ws. Estonii. - Jest on wyjątkowy i może wprowadzić ograniczenia do internetu. Wyłączenie odpowiedzialności nie jest absolutne - uzasadniał sędzia Jan Górowski. Sąd apelacyjny ma się też zastanowić, czy komentarze podlegają prawu prasowemu. Przepis znoszący odpowiedzialność portali za wpisy Giertych zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego. Czeka na termin rozprawy.